Udostępnij
Tweetnij

Recenzja: Jetpack Joyride na iPada

Ilość gier na platformę iOS jest wręcz przytłaczająca – jeśli wierzyć statystykom do wyboru mamy ponad 79 tysięcy tytułów, z czego ponad 25 tysięcy przeznaczonych jest dla iPada. Wśród nich znajdują się zarówno proste gry z oszczędną oprawą audiowizualną, jak i wysokobudżetowe produkcje dużych firm, kuszące nabywców piękną grafiką oraz intensywnymi kampaniami reklamowymi. Co jakiś czas pojawia się jednak tytuł, który mimo swojej prostoty i niskiego budżetu odnosi spektakularny sukces, przyciągając tysiące graczy i wbijając się w ich pamięć na długie miesiące. Do takich gier z całą pewnością można zaliczyć Jetpack Joyride.

Jetpack JoyrideIlość gier na platformę iOS jest wręcz przytłaczająca – jeśli wierzyć statystykom do wyboru mamy ponad 79 tysięcy tytułów, z czego ponad 25 tysięcy przeznaczonych jest dla iPada. Wśród nich znajdują się zarówno proste gry z oszczędną oprawą audiowizualną, jak i wysokobudżetowe produkcje dużych firm, kuszące nabywców piękną grafiką oraz intensywnymi kampaniami reklamowymi. Co jakiś czas pojawia się jednak tytuł, który mimo swojej prostoty i niskiego budżetu odnosi spektakularny sukces, przyciągając tysiące graczy i wbijając się w ich pamięć na długie miesiące. Do takich gier z całą pewnością można zaliczyć Jetpack Joyride.

Oprawa wizualna tego tytułu została wykonana w stylistyce znanej z automatów arcade. Starsi gracze spojrzą na nią z nostalgią, młodszych może odstraszać – ale tylko do pierwszej rozgrywki. Gra wciąga, i to bardzo. Ale zacznijmy od początku.

Bohaterem gry jest facet z jetpackiem, czyli silnikiem odrzutowym zamontowanym na plecach. Zadaniem kontrolującego go gracza jest pokonanie jak największego dystansu w mającym formę tunelu laboratorium, upstrzonym śmiercionośnymi zabawkami, takimi jak pola elektryczne, lasery czy rakiety. Wraz z pokonywaniem kolejnych metrów poziom trudności rośnie – bohater porusza się szybciej, a przeszkód jest więcej. Sterowanie polega na dotykaniu dowolnej części ekranu, co powoduje uruchomienie jetpacka unoszącego w górę naszego bohatera. Nasza postać może również przemieszczać się na piechotę, ale na dłuższą metę sposób ten się nie sprawdza.

W grze nie mogło oczywiście zabraknąć przedmiotów do zbierania. Możemy (a raczej powinniśmy) zbierać monety, za które możemy później kupić dodatkowe wyposażenie, oraz tokeny, które służą jako żetony do jednorękiego bandyty (pojawia się on po każdej zakończonej rozgrywce, a wygrać w nim można monety oraz wspomagacze).

Jetpack Joyride

Po laboratorium cały czas biegają naukowcy, których rola w grze jest dla mnie nieco niezrozumiała – nie przeszkadzają oni bowiem naszemu bohaterowi, więc można spokojnie na nich wpadać. Niektóre jetpacki podczas unoszenia strzelają w dół, co pozwala na ogłuszanie naukowców, ale to również nie ma większego sensu – poza tym, że jest celem w niektórych misjach (o nich za chwilę).

Oczywiście pobijanie rekordów przebytego dystansu jest całkiem niezłą zabawą, ale nie to powoduje, że Jetpack Joyride jest tak wciągającym tytułem. Prawdziwym magnesem przyciągającym do gry są misje, dzięki którym zdobywamy gwiazdki, które z kolei pozwalają awansować na kolejne poziomy (są czymś w stylu punktów doświadczenia). Misje są dość różnorodne i polegają na wykonywaniu konkretnych zadań w grze, na przykład na zebraniu określonej ilości monet, przebyciu określonego dystansu, użyciu konkretnego wspomagacza czy konkretnego pojazdu. Misje są stosunkowo łatwe i nie ma takich, których wykonanie kosztowałoby gracza masę nerwów, co można grze zapisać na plus – to ma być lekka, łatwa i przyjemna rozrywka dla każdego, a nie wymagający tytuł dla hardcore’owych graczy. Misji jest na tyle dużo, że wystarczy ich do osiągnięcia poziomu 16. Po wykonaniu ostatniej z dostępnych misji gra pyta czy chcemy wykonywać misje od początku – warto się na to zgodzić, bo to jedyny sposób na osiągnięcie kolejnych poziomów doświadczenia (a przy okazji zdobędziemy jedno z osiągnięć).

Jetpack Joyride

W grze nie zabrakło oczywiście sklepu z dodatkowym wyposażeniem dla naszej postaci (został on nazwany The Stash). Kupić tam możemy jetpacki, elementy ubioru oraz wspomagacze. Jetpacki różnią się sposobem działania – niektóre strzelają różnymi rzeczami (pociski, bańki mydlane), inne wypluwają tęczę. Wybór jetpacka poza aspektem wizualnym nie ma zasadniczo żadnego wpływu na grę, podobnie jak założony ubiór. Wpływ ten mają za to wspomagacze, które możemy kupować pojedynczo lub w pakietach. Niektóre z nich aktywowane są na początku, a inne na końcu gry. Jedne pozwalają na bezpieczne przebycie pierwszych 750 metrów tunelu, inne eksplodują obok zwłok naszego bohatera, powodując ich przesunięcie o jakąś odległość, zależną od mocy wspomagacza. Generalnie są to rzeczy przydatne i warto z nich korzystać – zresztą i tak nie ma sensu wydawać zebranych monet na nic innego. Jeśli jesteśmy niecierpliwi i nie chcemy żmudnie zbierać monet na zakupy w sklepie, możemy skorzystać z ułatwienia i nabyć wirtualne środki płatnicze za prawdziwą gotówkę (płatności in-app).

Jetpack Joyride

Oczywiście w grze dostępne są rankingi, mamy również wgląd do naszych osobistych statystyk. Do zdobycia jest trochę osiągnięć – obsługiwane jest zarówno Game Center od Apple, jak i Open Feint.

Oprawa wizualna stoi na przyzwoitym poziomie, ograniczonym oczywiście przyjętą stylistyką. Efekty dźwiękowe nie są męczące, inaczej niż odtwarzana w tle muzyka, która mimo że wpada w ucho, to po jakimś czasie zaczyna nużyć.

Gra z cała pewnością jest warta uwagi, a ponieważ kosztuje jedyne 0,79 euro (aplikacja uniwersalna dla iPhone i iPada), to niezdecydowani mogą spokojnie zaryzykować.

OCENA: 9/10

PLUSY:
+ Oprawa graficzna w stylu retro
+ Wciągająca rozgrywka, głównie dzięki misjom
+ Krótki czas pojedynczej rozgrywki

MINUSY:
– Trochę za mało misji
– Nużąca po dłuższym czasie muzyka
– Za mało dodatkowego sprzętu mającego faktyczny wpływ na rozgrywkę

Bartosz Romanowski

Programista z zawodu i pasji, miłośnik wszelkiego rodzaju gadżetów, technologii mobilnych i produktów Apple. Uzależniony od aktualizacji oprogramowania i instalowania wersji beta aplikacji. Pisze bo lubi – kiedyś o grach, teraz o tabletach (tutaj) i na tematy związane z ogólnie pojętym tworzeniem serwisów internetowych (gdzie indziej). Ponieważ jego hobby jest związane z pracą i na odwrót, spędza przed komputerem zdecydowanie zbyt wiele czasu. W wolnych chwilach lubi pograć na konsoli – najchętniej w coś co nie wymaga myślenia.

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij